poniedziałek, 30 stycznia 2012

Liczby i porządek, rzeczy stworzonych, w którym dusza znajduje upodobanie, powołują ją do miłowania Boga - O muzyce św. Augustyn » str. 14


N. Cóż więc pozostaje? Rozważyliśmy już, w miarę naszych możliwości, stan duszy skalanej i obciążonej. Z kolei warto może zastanowić się, co nakazuje jej Bóg, aby oczyszczona i wyzwolona mogła ulecieć w krainę spokoju, gdzie przystąpi do radości Pana swego.

U. Niech tak będzie.

N. Po cóż mam się nad tym rozwodzić, jeśli Pisma Boże, zawarte w tylu księgach, obdarzone tak wielką powagą i świętością, nie mówią nam nic innego, jak tylko abyśmy kochali Boga i Pana swego z całego serca, z całej duszy, z całej myśli, a bliźniego swego jak siebie samych. Jeśli do celu tego odniesiemy wszystkie owe ruchy ludzkiego działania i rządzące nim liczby, z pewnością dostąpimy oczyszczenia. Czy zgodzisz się ze mną?

U. Całkowicie. Co prawda, łatwo to przyjąć do wiadomości, lecz trudno osiągnąć w praktyce.

N. A cóż nam przychodzi z łatwością? Może zamiłowanie do barw i dźwięków, wyszukanych potraw, róż i ciał miękkich i gładkich? Czyż łatwo jest duszy lubić te właśnie rzeczy, w których poszukuje przecież równości i symetrii, a rozejrzawszy się bliżej znajduje zaledwie nikłe ich cienie i ślady, trudno zaś kochać Boga, jeśli myśląc o Nim - jeszcze w stanie słabości i skalania - wykluczamy wszelką nierówność, wszelką niezgodność, wszelką ograniczoność w przestrzeni i zmienność w czasie? Czyż radością dla duszy są wielkie budowle i cieszy ją jej własny rozwój przejawiający się w tego rodzaju dziełach? Piękno ich wypływa - jak sądzę - nie skądinąd, jak właśnie ze stosunków liczbowych. Tymczasem cała tak zwana ich równość i symetria jest z punktu widzenia reguł sztuki śmieszna. Dlaczegóż więc dusza, strącona tak nisko z owego szczytu najprawdziwszej równości, z własnych ruin wznosi ziemskie zabudowania? Nie taką obietnicę dał ten, który nigdy nie kłamie. Powiada Bóg: „Albowiem brzemię moje lekkie jest." Bardziej uciążliwa jest miłość doczesna. Dusza bowiem nie znajduje w niej tego, czego szuka, szuka zaś stałości i wieczności. W rzeczach przemijających przejawia się bowiem piękno niedoskonałe, wszystko, co jest w nich pozornie niezmienne, pochodzi za pośrednictwem duszy od najwyższego Boga. Forma zmienna jedynie w czasie ma przecież pierwszeństwo przed tą, która zmienia się zarówno w czasie, jak w przestrzeni. A podobnie jak Bóg pouczył dusze o tym, co mają kochać, tak Jan Apostoł wskazał im, czego kochać nie powinny. „Nie miłujcie - powiada - świata tego. Albowiem wszystko, co jest na świecie, to pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha żywota".
               Pomyśl jednak, że wszystkie te liczby - i cielesne, i wywołane przez doznania ciała, i te, które powstają z dwu poprzednich rodzajów, a które przechowuje pamięć - może ktoś stosować nie dla rozkoszy cielesnej, lecz jedynie dla zdrowia ciała. Liczby zaś, które oddziaływują na związane z nim dusze lub wywołują te związki dusz, lub wreszcie na skutek odbicia dwu poprzednich tkwią w pamięci, człowiek ten zwraca nie ku pysznemu wywyższeniu ponad bliźnich, lecz obraca na ich własny pożytek. Owe liczby wreszcie, które dla obu poprzednich przenikających liczb stanowią czynnik nadrzędny, zawarty w zmyśle słuchu, kierowniczy jak gdyby i badawczy, służy człowiekowi temu nie do zaspokojenia zbędnej i zgubnej ciekawości, lecz do wydawania niezbędnej pochwały lub nagany. Czyż człowiek taki nie działa pod wpływem wszystkich poprzednio omówionych rodzajów liczb, unikając jednak grożących mu z ich strony sideł? Zdrowie ciała ceni przecież dlatego, aby nie stało mu się przeszkodą, wszystkie zaś czynności sprowadza do pożytku bliźniego, którego ze względu na więź prawa naturalnego Bóg nakazał miłować tak, jak się miłuje samego siebie.

U. Wielki to mąż i prawdziwy ideał człowieka.

N. A więc nie liczby stojące niżej od rozumu, a posiadające swego rodzaju piękność stały się przyczyną skalania duszy, lecz upodobanie, jakie znajduje ona w tej niedoskonałej piękności. Miłością swą bowiem ogarnia nie tylko zawartą w piękności doczesnej równość (mówiliśmy o niej w miarę naszych potrzeb dość obszernie), lecz także stopień, na którym znajduje się rzecz stworzona. Przez to właśnie dusza utraciła właściwe sobie miejsce. Nie naruszyła jednak ogólnego porządku, gdyż rodzaj i stopień jej istnienia jest z nim nadal całkowicie zgodny. Czym innym jest bowiem przyczyniać się do utrzymania porządku, czym innym - w porządku tym się mieścić. Dusza jest czynnikiem porządku, jeśli cała oddaje się miłości ku temu, co jest ponad nią, czyli ku Bogu, a dusze bratnie kocha jak siebie samą. Dzięki tej właśnie zdolności miłowania wprowadza porządek wśród bytów niższych, co jednak nie narusza jej czystości. To zaś, co ją kala, nie jest złem, bo także i ciało stworzone zostało przez Boga i ozdobione swoistą, choć najniższego rzędu pięknością, a pogardy godne jest jedynie ze względu na godność duszy, podobnie jak domieszka chociażby najczystszego srebra obniża wartość złota.
             Toteż nie odmawiajmy Opatrzności Bożej stworzenia także tych wszystkich liczb, które powołała do życia nasza cielesna natura, na skutek grzechu podległa śmierci. Także te liczby doczesne są w swoim rodzaju piękne. Nie przywiązujmy się jednak do nich tak silnie, jak gdyby używanie ich mogło nas uszczęśliwić. Nie zawsze będziemy się nimi cieszyć, gdyż są przemijające. Dlatego też korzystając z nich w należyty sposób, podobnie jak postępujemy z deską rzuconą na fale, czyli nie odrzucając ich jako zbędnego ciężaru, ani nie czepiając się ich, niby czegoś trwałego, będziemy w przyszłości ich pozbawieni. A od miłości bliźniego tak wielkiej, jaką wskazał Bóg, pewnym krokiem postępujemy do zjednoczenia z Bogiem. W tym stanie nie tylko sami podlegamy stworzonemu przezeń porządkowi, lecz nadto zachowujemy w nim własne, pewne i nienaruszone stanowisko.
              Ale może dusza nie lubi porządku, o czym świadczą chociażby owe liczby zmysłowe? Dlaczegóż więc wśród stóp pierwsze miejsce zajmuje pyrrychius, drugie - jamb, trzecie - trochej i tak dalej?
              Możesz jednak słusznie odpowiedzieć na to, że dusza kieruje się w tym raczej rozumem niż czuciem. Ale czyż nie liczby zmysłowe są przyczyną zjawiska, iż mimo równoważności na przykład ośmiu zgłosek długich i szesnastu krótkich, zgłoski krótkie proszą się raczej o wymieszanie z długimi na tym samym odcinku czasu?
            Rozum, który stwierdza równość spondeja i proceleusmatyka oceniając tego rodzaju odczucie ucha, odkrywa w nim nie co innego, tylko potęgę porządku. Długość bowiem zgłosek długich występuje jedynie przy zestawieniu z krótkimi i na odwrót. Dlatego to wiersz jambiczny, chociaż wymówiony dość przeciągle, zachowuje nadal stosunek 1 : 2 i nie traci swej nazwy. Natomiast wiersz złożony ze stóp pyrrychicznych przy stopniowym przedłużaniu czasu wymowy niespodziewanie przybiera postać spondaiczną, oczywiście nie z punktu widzenia gramatyki, lecz muzyki. Z kolei rytm daktyliczny lub anapestyczny, w którym zgłoski długie mieszają się z krótkimi i dzięki temu zestawieniu są dla ucha uchwytne, zachowuje swą nazwę bez względu na tempo wygłoszenia. A czyż nie sam słuch decyduje o tym, że półstopy dodawane są według innych zasad na początku, inaczej zaś na końcu wiersza i że nie wszystkie stopy wybijane w tym samym rytmie do tego celu się nadają? I cóż jest przyczyną, że na końcu wiersza kładziemy czasem nie jedną długą, lecz raczej dwie krótkie? Odkrywamy tu już nie zasadę równości liczbowej, która nie ponosi uszczerbku przy wzajemnej wymianie zgłosek, lecz ścisłe więzy porządku.
                Zbyt długo by omawiać inne zjawiska podległe tej sile w dziedzinie liczb czasowych. Ale przecież sam zmysł każe nam odrzucać także kształty widzialne pochylone w niewłaściwy sposób lub odwrócone do góry nogami i inne tym podobne. Potępiamy w nich nie brak równości - części pozostają przecież symetryczne - lecz odwrócenie właściwego porządku. We wszelkich wreszcie naszych wrażeniach i czynnościach, kiedy niejednokrotnie przyswajamy sobie coś niezwykłego, co wskutek tego w pewnym stopniu razi nasze pożądanie, początkowo godzimy się na to, potem przyjmujemy z radością. Z czegóż czerpiemy tu przyjemność, jeśli nie z porządku? Razi nas przecież wszystko, w czym początek nie wiąże się harmonijnie ze środkiem, a środek z końcem.
             Toteż nie szukajmy ostatecznej radości ani w rozkoszy cielesnej, ani w zaszczytach i pochwałach ludzkich, ani w badaniu zewnętrznego otoczenia naszego ciała, jeśli we wnętrzu mamy Boga, w którym kochamy wszystko stałe i niezmienne. Dzięki temu nie przywiązujemy się do rzeczy doczesnych, jak długo nam towarzyszą, ani nie odczuwamy bólu przy braku tego, co zewnętrzne. Z samym zaś ciałem rozstaniemy się także bezboleśnie, a przynajmniej bez większego cierpienia, aby przez śmierć mogło powrócić do własnej natury i w niej się przekształcić. Albowiem zainteresowanie ciałem i miłość do jakiegoś pojedynczego stworzenia wbrew prawu ogólnemu ściąga na duszę niepokoje i kłopoty. Wszystko to jednak nie jest w stanie zerwać związku duszy z całością stworzenia, którą rządzi Bóg. Poddany więc zostaje prawu ten, kto sam prawa nie kocha.

Brak komentarzy: