poniedziałek, 30 stycznia 2012

Co jest przyczyną odwracania się duszy od niezmiennej prawdy - O muzyce św. Augustyn » str. 13


N. Z kolei zapytam, ku czemu zwraca się dusza odbiegając od kontemplacji rzeczy wiecznych tak dalece, że dopiero pamięć może ją do tego przywołać. A może wypada uznać, że dusza zwrócona w inną stronę odczuwa potrzebę takiego powrotu?

 U. Tak mi się zdaje.

N. Zastanówmy się więc, jeśli nie masz nic przeciw temu, jaka to potęga może skierować ku sobie uwagę duszy odwracając ją od oglądania niezmiennej i najwyższej równości. Nie widzę nic ponad następujące trzy możliwości: dusza zwraca się albo ku czemuś równemu i innemu, lecz tej samej miary, albo pociąga ją coś wyższego, albo wreszcie zwraca uwagę na jakiś byt od siebie niższy.

U. Na rozważenie zasługują tylko dwa ostatnie wypadki. Nie widzę bowiem nic wyższego ponad wieczną równość.

N. A czyż widzisz, na Boga, co może jej być równe, a jednak od niej różne?

U. Tego także nie dostrzegam.

N. Pozostaje nam więc zbadać, co jest od niej niższe. Ale czyż na początek nie nasuwa się sama dusza, która przyznając wprawdzie istnienie owej niezmiennej równości, uznaje jednak, że sama ulega zmianom? Zmienia się zaś właśnie wskutek skierowania uwagi w coraz to inną stronę, a idąc za wciąż innymi bodźcami wywołuje zmiany czasowe, które nie istnieją w dziedzinie rzeczy wiecznych i niezmiennych.


U. Przyznaję.

N. Jak nazwiemy ten stan lub ruch duszy, w którym poznaje ona rzeczy wieczne, a zarazem uświadamia sobie, że wszystko doczesne jest od nich niższe - także w niej samej - i że raczej do tych rzeczy wyższych należy zmierzać? Czy ci się nie zdaje, że to właśnie nazywamy roztropnością?

U. Zdaje mi się, że właśnie to.

N. Jak sądzisz, może warto zastanowić się nad tym, że dusza nie przywiązuje się do rzeczy wiecznych w momencie, kiedy uświadamia sobie konieczność takiego przywiązania?

U. Pragnę wiedzieć, dlaczego tak się dzieje, i proszę cię usilnie: rozważmy tę sprawę.

N. Przyczynę dostrzeżesz bez trudu, jeśli zastanowisz się nad tym, jakim to rzeczom poświęcamy zwykle najwięcej uwagi i okazujemy szczególną troskliwość. Mnie się zdaje, że są to przedmioty, które darzymy szczególną miłością. A ty jak sądzisz?

U. Zgadzam się całkowicie.

N. A jakież rzeczy możemy kochać, jeśli nie piękne? Bo jeśli nawet pewni ludzie zwani przez Greków saprophiloi (przyjaciele, miłośnicy brzydoty) odznaczają się pozornie zamiłowaniem do rzeczy szkaradnych, to jednak nie jest obojętne, jak dalece rzeczy te są mniej piękne od tych, które powszechnie się podobają. Jest przecież oczywiste, że nikt nie kocha tego, co jest odrażająco szpetne.

U. Słusznie.

N. Otóż te rzeczy piękne podobają się nam dzięki zawartej w nich liczbie, której celem - jak już wykazaliśmy - jest równość. Zjawisko to bowiem odkrywamy nie tylko w pięknie zjawisk słuchowych i ruchów ciał, ale nawet w kształtach widzialnych, do których bodajże częściej odnosimy nazwę piękności. Jak sądzisz, czy nie jest przejawem rytmicznej równości zjawisko, kiedy para równych sobie członów podwójnej długości układa się symetrycznie, zaś człon pojedynczy zajmuje miejsce w środku zachowując od obu stron jednakowy odstęp?

U. Podzielam twój pogląd.

N. A weźmy nawet światło widzialne, któremu przysługuje pierwszeństwo wśród wszystkich barw - bo w wyglądzie ciał cieszy nas przecież także barwa. Czyż w świetle i barwach nie poszukujemy tego, co odpowiada naszemu oku? Odwracamy się od zbyt silnego blasku i niechętnie patrzymy na rzeczy mało widoczne, podobnie jak spośród dźwięków odrzucamy zbyt głośne, a nie lubimy także głosów przypominających szepty. Różnica natężenia dźwięku tkwi nie w tempie, lecz w samym brzmieniu, stanowiącym jak gdyby światło rytmu dźwiękowego. A podobnie jak mrok jest przeciwieństwem, kolorów, tak milczenie jest negacją dźwięku. W tej dziedzinie poszukujemy zjawisk harmonizujących z naszą naturą, a odrzucamy wszystko, co z nią niezgodne, a co jednak - jak widzimy - odpowiada innym stworzeniom. Czyż nie cieszy nas pewne prawo równości także wśród dźwięków, jeśli w dziedzinie miar mniej widocznych odkrywamy odpowiedniość równych elementów? Można to spostrzec zarówno w dziedzinie zapachów i smaków, jak w zmyśle dotyku. Nie ma tu czasu na szczegółowy wykład, zresztą sprawa nie nastręcza trudności: nie ma bowiem rzeczy zmysłowych, w których nie cieszyłaby nas równość lub podobieństwo. Równość i podobieństwo zaś idą w parze ze zjawiskiem rytmu. Nic nie jest przecież tak równe i podobne jak jeden i jeden. Ale może masz jakieś zastrzeżenia?

U. Zgadzam się całkowicie.

N. A czy nasze poprzednie rozważania nie przekonały nas o tym, że to wszystko dusza w ciałach wytwarza, nie zaś od nich doznaje?

U. Z pewnością.

N. Dusza zatem pragnie reagować na następujące po sobie doznania własnego ciała i przez to odwraca się od kontemplacji rzeczy wiecznych, gdyż uwagę jej pochłania troska o przyjemność zmysłową. Wyrazem tego stanu duszy są liczby wywołane. Od właściwego celu odwołuje duszę i wprawia ją w niepokój także żądza działania na ciała przejawiająca się w rytmie czynnym; odwracają również wyobrażenia i twory wyobraźni, którym służą liczby pamięciowe. Odwraca wreszcie bezgranicznie próżna żądza poznania takich zjawisk. Dusza osiąga to za pośrednictwem liczb zmysłowych, w których tkwią jak gdyby pewne reguły naśladujące chętnie sztukę. Rodzi się stąd ciekawość, która, jak widać z samej nazwy, związanej z troską, jest przeciwieństwem spokoju i przez swą próżność nie potrafi osiągnąć prawdy.
           Powszechna zaś żądza działania, która odwraca od prawdy, ma źródło w pysze. Grzech ten polega na tym, że dusza woli raczej naśladować Boga niż Mu służyć.
Słusznie napisano więc w księgach świętych: „Początkiem pychy człowieka jest odstępstwo od Boga“ i „pycha jest początkiem grzechu każdego". A istotę pychy wykazuje najlepiej takie powiedzenie: „Czemuż się pyszni ziemia i popiół, że w życiu swoim wyrzucał wnętrzności swoje?"  Dusza bowiem sama przez się jest nicością; w przeciwnym razie nie byłaby zmienna i nie doznawałaby w bycie swoim uszczerbku. Sama przez się jest więc nicością, a to, na czym polega jej byt, pochodzi od Boga. Toteż dusza zajmująca właściwe sobie miejsce rośnie i rozwija swój umysł i sumienie pod wpływem bezpośredniego działania samego Boga. To właśnie stanowi jej skarb wewnętrzny. Otóż nadymając się pychą, dusza niejako wychodzi na zewnątrz i - można powiedzieć - wyczerpuje swe siły, czyli staje się coraz mniejsza. A wyjść na zewnątrz czyż to nie to samo, co wyrzucić wnętrzności swoje, czyli oddalić od siebie Boga nie w przestrzeni, lecz wskutek stanu własnego umysłu?
             Otóż ta żądza sprawia, iż dusza pragnie sobie podporządkować inne dusze - nie zwierzęce, na co prawo Boże jej pozwala, lecz rozumne, czyli sobie najbliższe, które wraz z nią podlegają jednemu wspólnemu prawu. Na te właśnie dusze pragnie działać dusza pełna pychy. W porównaniu z działaniem na rzeczy cielesne działalność ta wydaje nam się o tyle doskonalsza, o ile dusza góruje nad wszelkim ciałem. Jednakże działanie na dusze rozumne bez udziału ciała, czyli bezpośrednio, jest udziałem jedynie Boga. W położeniu grzeszników natomiast pozwala duszom wywierać pewien wpływ na inne dusze za pośrednictwem ruchów wywołanych w obu ciałach lub naturalnych znaków, jak gest i wyraz twarzy, wreszcie przy użyciu umownych symboli, jakimi są słowa. Dusza posługuje się znakami dla wyrażenia rozkazu i namowy, a także wszelkie inne wzajemne oddziaływanie lub porozumienie odbywa się tą drogą. Sprawiedliwie zaś się stało, że dusze, które zapragnęły w pysze swej wznieść się ponad inne, nie mogą bez przeszkód i cierpień wydawać nakazów, nawet swoim własnym członkom i narządom, czy to wskutek wrodzonej tępoty, czy też pod ciężarem śmiertelnego ciała. Te zatem liczby i ruchy, którymi dusze na siebie wzajemnie działają w dążeniu do zaszczytów i chwały, odwracają je od kontemplacji owej czystej i niezmąconej prawdy. Bóg bowiem zaszczyca jedynie duszę błogosławioną, sprawiając, iż ukryta przed światem, lecz dla Niego widoczna, pędzi życie sprawiedliwe i pobożne.
          Otóż ruchy, które dusza kieruje na zewnątrz, działając na dusze zależne, przypominają owe liczby czynne, gdyż podobne są do działania duszy na własne ciało. Ruchy zaś, którymi pragnie przywiązać do siebie lub sobie poddać inne dusze, zaliczamy do rodzaju liczb wywołanych. Ruchy te bowiem przypominają także działanie duszy, kiedy za pośrednictwem zmysłów usiłuje sobie przyswoić lub - jeśli tego nie może - odrzucić jakiś pierwiastek działający na nią z zewnątrz. Oba te ruchy przyjmuje pamięć, tworząc z nich, podobnie jak poprzednio, liczby pamięciowe, w których falują burzliwe wyobrażenia i twory wyobraźni, dotyczące tych właśnie czynności duszy. Nie brak także owych liczb jak gdyby rozważających, które odczuwają właściwość lub niewłaściwość ruchów zawartych w tych czynnościach. Można je nazwać liczbami zmysłowymi, gdyż wzajemnemu oddziaływaniu na siebie dusz w tym zakresie służą właśnie znaki zmysłowe. Cóż więc dziwnego, że dusza odwraca się od kontemplacji prawdy, jeśli uwagę jej wiąże tyle tak ważnych zajęć? W momentach, kiedy od nich odpoczywa, niewątpliwie dostrzega prawdę, lecz nie może przy niej pozostać, gdyż skłonności tych jeszcze w sobie nie przezwyciężyła. To właśnie jest przyczyną, że dusza, która pojęła już właściwy przedmiot swoich zainteresowań, nie jest jeszcze zdolna przy nim się zatrzymać. Czy nie masz nic przeciw takiemu tłumaczeniu?

U. Nie śmiem temu zaprzeczyć.

Brak komentarzy: