» Państwo Boże - św. Augustyn
» Księga VI
» VI-I
» VI-II
» VI-III
» VI-IV
» VI-V
» VI-VI
» VI-VII
» VI-VIII
» VI-IX
» VI-X
» VI-XI
» VI-XII
Do teologji przeto państwowej ściąga się teologja bajeczna, teatralna, widowiskowa, pełna rzeczy niegodnych i brudnych; i cała ta teologja, którą słusznie uważamy za karygodną i na pogardę zasługującą, jest częścią owej, która uchodzi za godną czci i uznania i, zaiste, jak to wykazać postanowiłem, częścią nie byle jaką, która by obca całokształtowi teologji państwowej być miała, do niej ni to, ni owo przylepiona i przyczepiona; lecz jest całkowicie z nią zharmonizowana i, niby członek całego jej ciała, najdoskonalej z nią spojona. Bo czegóż innego dowodzą nam owe wyobrażenia bóstw, ich kształty, wiek, płeć i ubiór?
Czy brodatego Jowisza, a gołowąsego Merkurego tylko poeci mają, a kapłani to nie mają? Czy Priapowi tylko komedjanci, czy też i kapłani nie zrobili olbrzymich rozmiarów członka wstydliwego? Czy inaczej on wygląda, gdy jest ku czci wystawiony w miejscach kultu, aniżeli gdy kroczy w teatrach na śmiech wystawiony? Czyż nie tak samo Saturn jest starcem, a Apollo młodzieniaszkiem w osobach aktorów, jak i w posągach na dziedzińcach świętych? Dlaczegóż to Forkulus (Wrotnik), bożek drzwi i Limentinus (Progownik), patron progów, są mężczyznami, a wpośród nich Kardea (Zawieśnica) jest kobietą, która strzeże zawias? Czyż tego niema w księgach rzeczy bożych, co nawet poważni poeci uznali za niegodne dla swoich utworów? Czy tylko teatralna Diana nosi oręż, a miejska jest zwyczajnie jak dziewica bezorężna? Czy Apollo tylko na scenie jest cytarzystą, a Delficki nie uprawia tej sztuki? — Ale to jeszcze są rzeczy przyzwoite w porównaniu do innych bezeceństw. Cóż o Jowiszu mniemali ci, co jego mamkę postawili na Kapitolu? Czy nie poparli oni świadectwem swójem Euhemera (grecki filozof około 300 r. prz. Chr., uczył, że wiara w bogów powstała z ubóstwienia po śmierci znakomitych ludzi), który w pismach swych stwierdził, nie na zasadzie bajdurzenia różnych zmyślonych opowieści, lecz na zasadzie ścisłych badań dziejowych, że wszyscy owi bogowie byli ludźmi, ludźmi śmiertelnymi. A tym, co ustanowili bogów biesiadników, Jowiszowych pieczeniarzy przy jego stole, o cóż chodziło, jak nie o to tylko, żeby to się nadawało do teatralnych przedstawień na tle religijnem? Bo gdy aktor przedstawia Jowiszowych pieczeniarzy podczas uczty Jowisza, oczywiste chyba, że mu o wzbudzenie śmiechu chodzi. Ale otóż i Warro tak nam ich przedstawił! Nie wyśmiewając się z bogów, opowiedział o tem, lecz mówiąc o nich poważnie: świadczą nam o tem księgi jego, o rzeczach bożych, nie o ludzkich pisane, — i to nie w tem miejscu, gdzie rozprawia o igrzyskach scenicznych, lecz w tem miejscu, gdzie wykłada ustawy kapitolińskie. Jest więc o tych rzeczach przekonany i tłumaczy nam to, że skoro bogom kształty nadano ludzkie, przeto też wierzono, że ich ludzkie zabawy cieszą.
Nie zaspały też swej sprawy złe duchy, aby szyderstwem nie umocnić tych szkodliwych mniemań ludzkich. Do takich szyderstw należy i owa opowieść, jak to sługa świątyni Herkulesa, nicpoń i próżniak, grał w kostki sam ze sobą, raz jedną ręką je rzucając, drugi raz drugą: jedną ręką za Herkulesa, drugą za siebie; pod takim warunkiem, że jeśli on sam wygra, to za pieniądze kościelne urządzi sobie ucztę i najmie sobie przyjaciółkę; jeśli zaś Herkules wygra, to on Herkulesowi za swoje pieniądze tę samą wyprawi przyjemność. Gdy sam przez siebie samego został ograny, niby przez Herkulesa, urządził bogu Herkulesowi należną mu ucztę i dał mu najprzedniejszą nierządnicę Larentinę. Otóż gdy ta spała w świątyni, ujrzała we śnie Herkulesa, który się z nią; płciowo połączył i powiedział -jej, że gdy ona wyjdzie ze świątyni i gdy pierwszego spotka młodzieńca, znajdzie u tegoż wynagrodzenie, które ma uważać za zapłatę od Herkulesa otrzymaną. Wychodzącą ze świątyni napotkał pierwszy bardzo bogaty młodzieniec, Tarucjusz i przez dłuższy czas miał ją u siebie za kochankę, poczem umierając, zostawił jej cały swój majątek. Wielkie odziedziczywszy skarby, by się nie okazać niewdzięczną za tę zapłatę boską, cały znów ten majątek przekazała w dziedzictwie narodowi rzymskiemu, uważając, że to dla bogów najmilszą będzie ofiarą; poczem sama gdzieś znikła, a znaleziono tylko jej testament. Za te zasługi, jak wieść niesie, również w poczet bóstw policzona została.
Gdyby sobie rzecz taką poeci zmyślili, a aktorzy by przedstawiali, powiedziano by z pewnością, że to należy do teologji bajecznej i uznanoby to za niegodne powagi teologji państwowej. Ale gdy te bezeceństwa sam tak wielki uczony rozgłasza, że należą one nie do poetów, lecz do ludów; nie do aktorów, lecz do świętych obrzędów; nie do teatrów, lecz do świątyń, czyli nie do teologji bajecznej, lecz do państwowej, to nie na próżno komedjanci w uciesznych żartach przedstawiają sromotę bogów, która w istocie tak jest wielka; a natomiast zupełnie na próżno kapłani wysilają się np. w obrzędach świętych, zmyślać cnotliwość bogów, której w istocie wcale niema. Oto odprawiają się uroczystości na cześć Junony, odbywane na ulubionej jej wyspie Samosie, gdzie ją z Jowiszem zaślubiano; są Cerery uroczystości, podczas których odbywa się poszukiwanie porwanej przez Plutona Prozerpiny; — święta Wenery, gdzie opłakują jej kochanka Adona, urodziwego młodziana, rozszarpanego kłami dziczemi; — święta Macierzy bogów, gdzie Attys, piękny chłopiec, przez nią ukochany i z zazdrości kobiecej sromotnie okaleczony, obżałowywany bywa za pomocą unieszczęśliwiania się trzebieńców (eunuchów), zwanych Gallami. Ponieważ te obrzędy potworniejsze są jeszcze od wszelkiego paskudztwa, wystawianego na widowniach teatrów, to cóż znaczyć mają te wysiłki, aby bajeczne wymysły poetów, dobre dla teatrów, wyłączyć niby to od teologji państwowej, stosownej, podobno, dla miasta; wyłączyć, — jako rzeczy niegodne i nieprzyzwoite, od poważnych i godziwych? Słuszniejsza jest przeto, aby mieć wdzięczność dla aktorów, że uczcili oczy ludzkie i na widowiskach nie okazali w całej nagości wszystkiego, co ukrywają w sobie ściany świątyń. Cóż dobrego pomyśleć można o ich obrzędach religijnych, w mroku się ukrywających, bo tak są wstrętne, że się na światło pokazać nie mogą? Pewnie, że na to, co w skrytości czynią przez rzezańców i sodomczyków, niech sobie sami patrzą; ale ludzi tych nieszczęsnych, bezwstydnie wytrzebionych i zepsutych bynajmniej ukryć nie mogli. Niech sobie tam, komu chcą, tłumaczą, że przez takich ludzi coś świętego czynią, gdy nie mogą zaprzeczyć, że tacy są u nich i udział biorą w ich sposobach kultu religijnego. Nie wiemy, co tam czynią, ale wiemy, przez jakich ludzi czynią. Natomiast wiemy, co się czyni na widowiskach, dokąd nigdy, nawet wśród chóru nierządnic nie wszedł żaden rzezaniec i sodomczyk; i to, co się w teatrach dzieje, wykonują ludzie bezwstydni i bezecni — boć też nikt poważny tego by czynić nie mógł. Jakież dopiero są owe sposoby kultu, do których wykonywania wielebna zwierzchność wybrała takich ludzi, jakich do siebie nie dopuściło nawet wyuzdanie tancerzy i tancerek teatralnych?
![]() |
Brodaty jowisz |
Nie zaspały też swej sprawy złe duchy, aby szyderstwem nie umocnić tych szkodliwych mniemań ludzkich. Do takich szyderstw należy i owa opowieść, jak to sługa świątyni Herkulesa, nicpoń i próżniak, grał w kostki sam ze sobą, raz jedną ręką je rzucając, drugi raz drugą: jedną ręką za Herkulesa, drugą za siebie; pod takim warunkiem, że jeśli on sam wygra, to za pieniądze kościelne urządzi sobie ucztę i najmie sobie przyjaciółkę; jeśli zaś Herkules wygra, to on Herkulesowi za swoje pieniądze tę samą wyprawi przyjemność. Gdy sam przez siebie samego został ograny, niby przez Herkulesa, urządził bogu Herkulesowi należną mu ucztę i dał mu najprzedniejszą nierządnicę Larentinę. Otóż gdy ta spała w świątyni, ujrzała we śnie Herkulesa, który się z nią; płciowo połączył i powiedział -jej, że gdy ona wyjdzie ze świątyni i gdy pierwszego spotka młodzieńca, znajdzie u tegoż wynagrodzenie, które ma uważać za zapłatę od Herkulesa otrzymaną. Wychodzącą ze świątyni napotkał pierwszy bardzo bogaty młodzieniec, Tarucjusz i przez dłuższy czas miał ją u siebie za kochankę, poczem umierając, zostawił jej cały swój majątek. Wielkie odziedziczywszy skarby, by się nie okazać niewdzięczną za tę zapłatę boską, cały znów ten majątek przekazała w dziedzictwie narodowi rzymskiemu, uważając, że to dla bogów najmilszą będzie ofiarą; poczem sama gdzieś znikła, a znaleziono tylko jej testament. Za te zasługi, jak wieść niesie, również w poczet bóstw policzona została.
Gdyby sobie rzecz taką poeci zmyślili, a aktorzy by przedstawiali, powiedziano by z pewnością, że to należy do teologji bajecznej i uznanoby to za niegodne powagi teologji państwowej. Ale gdy te bezeceństwa sam tak wielki uczony rozgłasza, że należą one nie do poetów, lecz do ludów; nie do aktorów, lecz do świętych obrzędów; nie do teatrów, lecz do świątyń, czyli nie do teologji bajecznej, lecz do państwowej, to nie na próżno komedjanci w uciesznych żartach przedstawiają sromotę bogów, która w istocie tak jest wielka; a natomiast zupełnie na próżno kapłani wysilają się np. w obrzędach świętych, zmyślać cnotliwość bogów, której w istocie wcale niema. Oto odprawiają się uroczystości na cześć Junony, odbywane na ulubionej jej wyspie Samosie, gdzie ją z Jowiszem zaślubiano; są Cerery uroczystości, podczas których odbywa się poszukiwanie porwanej przez Plutona Prozerpiny; — święta Wenery, gdzie opłakują jej kochanka Adona, urodziwego młodziana, rozszarpanego kłami dziczemi; — święta Macierzy bogów, gdzie Attys, piękny chłopiec, przez nią ukochany i z zazdrości kobiecej sromotnie okaleczony, obżałowywany bywa za pomocą unieszczęśliwiania się trzebieńców (eunuchów), zwanych Gallami. Ponieważ te obrzędy potworniejsze są jeszcze od wszelkiego paskudztwa, wystawianego na widowniach teatrów, to cóż znaczyć mają te wysiłki, aby bajeczne wymysły poetów, dobre dla teatrów, wyłączyć niby to od teologji państwowej, stosownej, podobno, dla miasta; wyłączyć, — jako rzeczy niegodne i nieprzyzwoite, od poważnych i godziwych? Słuszniejsza jest przeto, aby mieć wdzięczność dla aktorów, że uczcili oczy ludzkie i na widowiskach nie okazali w całej nagości wszystkiego, co ukrywają w sobie ściany świątyń. Cóż dobrego pomyśleć można o ich obrzędach religijnych, w mroku się ukrywających, bo tak są wstrętne, że się na światło pokazać nie mogą? Pewnie, że na to, co w skrytości czynią przez rzezańców i sodomczyków, niech sobie sami patrzą; ale ludzi tych nieszczęsnych, bezwstydnie wytrzebionych i zepsutych bynajmniej ukryć nie mogli. Niech sobie tam, komu chcą, tłumaczą, że przez takich ludzi coś świętego czynią, gdy nie mogą zaprzeczyć, że tacy są u nich i udział biorą w ich sposobach kultu religijnego. Nie wiemy, co tam czynią, ale wiemy, przez jakich ludzi czynią. Natomiast wiemy, co się czyni na widowiskach, dokąd nigdy, nawet wśród chóru nierządnic nie wszedł żaden rzezaniec i sodomczyk; i to, co się w teatrach dzieje, wykonują ludzie bezwstydni i bezecni — boć też nikt poważny tego by czynić nie mógł. Jakież dopiero są owe sposoby kultu, do których wykonywania wielebna zwierzchność wybrała takich ludzi, jakich do siebie nie dopuściło nawet wyuzdanie tancerzy i tancerek teatralnych?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz