sobota, 28 marca 2015

X. O niezależnem zdaniu Seneki, który jeszcze ostrzej napada na teologję państwową, niż Warro na bajeczną - Św. Augustyn Państwo Boże Księga VI


Lucius Annaeus Seneca
                Przyznać to trzeba, że niezależności sądu, na której zbywało Warronowi tak, iż nie miał on odwagi wręcz potępić państwowej teologji, zupełnie podobnej do owej bajecznej, tak jak tę właśnie potępił, — tej niezależności sądu, nie całkowicie wprawdzie, ale po części, nie brakło Annejowi Senece, który, jakeśmy to z pewnych odkryli wskazówek, żył i działał za czasów naszych apostołów. Miał tę odwagę, jako pisarz, nie miał jej w życiu. Otóż w księdze napisanej przezeń przeciwko zabobonom daleko obszerniej i mocniej występuje on przeciwko owej państwowej i miejskiej teologji, aniżeli Warro przeciwko teatralnej i bajecznej. Mówiąc o posągach, tak pisze: „Najpospolitszy i martwy materjał czczą jako bogów świętych, nieśmiertelnych, nietykalnych; dają im kształty ludzi, zwierząt i ryb; a niekiedy żeniąc je, dają im ciała męskie i żeńskie; bóstwami je zowią. A gdyby one żyć mogły i tak się nagle zjawiły, za potwory by je poczytano". A potem, nieco dalej, gdy zalecając teologję przyrody, poukładał w porządku zdania różnych filozofów, taką wątpliwość sobie stawia: „W tem miejscu mógłby ktoś powiedzieć tak: Mam-że wierzyć, że niebo i ziemia są to bogowie i że jedni są nad księżycem, a inni pod księżycem? Mam-że się opowiedzieć za Platonem, czy za Perypatetykiem Stratonem, z których jeden uczynił boga bez ciała, a drugi bez duszy?" I odpowiadając na to, mówi: „Cóż ci się wreszcie wyda prawdziwsze: czy brednie Tytusa Tacjusza, czy Romulusa, czy Tuljusza Hostyljusza? Tacjusz Kloacynę boginią uczynił, Romulus — Pika i Tyberyna, Hostyljusz — Pawora (Przestrach) i Pallora (Bladość), najszpetniejsze uczucia ludzkie, z których pierwsze jest poruszeniem zalęknionego umysłu, drugie nie tyle cierpieniem, ile barwą ciała. Czyś gotów mocno wierzyć w te bogi i czy je w niebie umieścisz?" A o obrzędach rytualnych, okrutnych a bezwstydnych razem, z jakąż swobodą pisał! „Ów — powiada — obcina sobie męskie części ciała, inny znów ramiona sobie kraje. Jakże straszliwie lękają się rozgniewanych bogów, żeby ich aż w taki sposób przebłagać mogli? Bogowie tacy nie zasługują na żadną cześć, jeśli takiej czci wymagają. Do takiego stopnia dochodzi szaleństwo pomieszanego, wykolejonego umysłu, żeby sobie bóstwa zjednywać takimi sposobami, na jakie by się nie zdobył najokrutniejszy tyran nawet w bajecznych opowieściach. Tyrani obcinali niekiedy członki ludziom, ale nie zmuszali nikogo, by to sobie ktoś sam robił. Dla zadowolenia królewskiej lubieżności trzebiono ludzi niekiedy; ale nikt sam z rozkazu pańskiego nie pozbawił się męskości swojej. A tu, w świątyniach sami się wyniszczają, ranami swemi i krwią swoją błagają bogów. Kto by poświęcił nieco czasu na przyjrzenie się, co oni tam wyprawiają i co cierpią, ujrzy rzeczy tak przeciwne przyzwoitości, tak niegodne wolnego człowieka, tak chorobliwe, że każdy pewien będzie, iż to są warjaci, nawet jeśliby mniej szaleli, niż szaleją; tak tedy opiekuni zdrowego rozsądku stanowią tłum obłąkańców."

             Nawet temu, co na samym Kapitolu zwykło się odbywać, a o czem Seneka pisze i co z całą nieustraszonością piętnuje, któż by dał wiarę, że to się dzieje nie przez szyderców lub warjatów? Gdy oto nakpił sobie z tego, że w nabożeństwach egipskich opłakują zaginienie Ozyrysa, a wkrótce potem odnalezienie go wielką znów jest radością, jakkolwiek to zaginienie i odnalezienie jest tylko zmyślone, to jednakże zarówno boleść jak i radość tych, co przecież naprawdę nic nie zgubili, ani niczego nie znaleźli, wyrażać się ma szczerze, tak mówi dalej: „Ale dla tego szaleństwa jest oznaczony pewien czas. Wolno jest tylko raz na rok zgłupieć. A na Kapitol zaszedłem — wstyd, co za widowisko głupoty okazane w tem; jakiej to służby podjął się szał próżny! Jeden podkłada bogu imiona; inny mówi Jowiszowi, która godzina; jeden jest obmywacz, inny smarownik, który machając dłońmi w powietrzu, naśladuje tego, co namaszcza. Są i takie służebniczki, które Junonie i Minerwie włosy rozczesują (z dala nie tylko od posągu, ale i od świątyni stojąc, ruszają palcami na kształt tych, co włosy trefią); inne są do trzymania zwierciadła; są tacy, co na naznaczony sobie termin sądowy bogów na obrońców wzywają; są tacy, co im pozwy wręczają i przedstawiają im swoją sprawę sądową. Uczony arcybłazen, już zgrzybiały starzec, każdego dnia na Kapitolu odgrywał różne sceny, jak gdyby bogowie z przyjemnością patrzyli na tego, którego już ludzie poniechali. Wszelkiego rodzaju artyści przesiadują tam, by się wysługiwać bogom nieśmiertelnym." A potem zaraz dodaje: „Ci wszelakoż, choć zupełnie zbyteczne, ale nie bezwstydne i bezecne służby bogu składają. Ale zasiadają też w Kapitolu pewne takie kobiety, które się uważają za kochanki Jowiszowe; a nie lękają się nawet wzroku Junony, która, jeśli wierzyć poetom, jest straszliwie zazdrosna a popędliwa.“
              Takiej swobody zdania nie miał Warro: zdobył się tylko na przyganę teologji poetów, nie miał odwagi ganić państwowej, którą Seneka rąbie bez pardonu. A przecież, jeśli z ręką na sercu wnikniemy w te rzeczy bezstronnie, toć gorsze są świątynie, gdzie się one naprawdę odbywają, niż teatry, w których jest tylko tych rzeczy udawanie. Dlatego też Seneka taki udział zaleca mędrcowi w tych obrzędach teologji państwowej, żeby w duszy żadnej wiary do nich nie przywiązywać, ale w zachowaniu się tę wiarę udawać. Bo tak mówi: „Wszystko to mędrzec zachowywać będzie, jako prawem nakazane, ale nie jakoby to bogom miało być miłe." I nieco dalej: „A cóż o tem powiemy, że bóstwa łączymy w związki małżeńskie, i to związki wcale nie pobożne, bo braci z siostrami! Bellonę dajemy Marsowi za żonę, WulkanowiWenerę, a NeptunowiSalację. Innych zostawiamy w bezżeństwie, jak gdyby dla nich brakło partji, zwłaszcza jeśli mowa o wdowach, jakiemi są Populonja, albo Fulgora (Błyskawica) i boska Rumina (Cyckarka). No, ale że takie zalotników nie miały, bynajmniej się nie dziwię. Cały ten pośledni tłum bożków — powiada Seneka — których przez wieki całe przesąd długotrwały nagromadził, w ten sposób czcić trzeba, byśmy przed oczyma to zawsze mieli, iż kult ten jest tylko dawnym zwyczajem, nie zaś jakimś istotnym kultem." Ani zatem przepisy owe prawne, ani zwyczaj dawny w teologji państwowej nie sprawiły niczego, coby bogom miłe było, albo istotną było czcią. Ależ oto mędrzec ten, którego filozofowie za tak niezależnego mają, będąc prześwietnym senatorem narodu Rzymskiego, czcił to, na co napadał; czynił to, co zwalczał; kłaniał się przed tem, co za karygodne uważał; filozofja bowiem nauczyła go tej ważnej rzeczy, by nie być zabobonnym wśród świata, ale, ustępując obowiązkom obywatela i zwyczajom ludzkim, nie był wprawdzie zmyślającym coś aktorem w teatrze, ale naśladował tego aktora w świątyni; tem haniebniej, że to, co obłudnie czynił, w taki czynił sposób, że tłum uważał, iż czyni to z przekonania; gdy natomiast aktor, odgrywając coś, raczej rozweselał tłum, a nie oszukiwał obłudą.

czytaj dalej >>> XI. Co Seneka o Żydach sądził? - Św. Augustyn Państwo Boże Księga VI

Brak komentarzy: