» Państwo Boże - św. Augustyn
» Księga VI
» VI-I
» VI-II
» VI-III
» VI-IV
» VI-V
» VI-VI
» VI-VII
» VI-VIII
» VI-IX
» VI-X
» VI-XI
» VI-XII
O Marku Warronie, skoroś jest najzdolniejszy ze wszystkich ludzi i bez żadnej wątpliwości najuczeńszy, choć jesteś tylko człowiekiem, nie Bogiem i nie wyniesiony przez Ducha Bożego ku prawdzie i wolności takiej, byś rzeczy Boże oglądać mógł i ogłaszać, to przecież rozumiesz to dobrze, jak należy rzeczy Boże traktować niezależnie od bredni i wymysłów ludzkich; ale ty się obawiasz obrazić wielce karygodne mniemania ludowe i zwyczaje, praktykowane w publicznych przesądach, które, jak dalece niezgodne są z naturą bogów, nawet takich, jakie w żywiołach świata tego upatruje słaby umysł ludzki, rozumiesz to i ty sam, gdy się nad temi mniemaniami zastanawiasz i gdy cała wasza literatura głosi to i na prawo i na lewo. Cóż tu zdziałać może umysł ludzki, choćby najwybitniejszy? Cóż ci w tych kłopotach pomoże wiedza ludzka, choć różnoraka i wielka? Pragniesz czcić bóstwa naturalne, a musisz czcić państwowe. Wyszukałeś bóstwa inne bajeczne, na które bez ogródki wygadujesz wszystko, co o nich myślisz, ale przez to zahaczasz, chcąc nie chcąc, i o tamte państwowe bogi. Mówisz wżdy, że bajeczne bogi nadają się do teatru, naturalne do świata, a państwowe do miasta, choć świat dziełem jest Bożem, a miasta i teatry dziełami ludzkiemi, i nie kto inny jest przedmiotem śmiechów w teatrach, jeno ciż, co są przedmiotem czci w świątyniach, i nie dla innych igrzyska urządzacie, jeno dla tychże, którym ofiarne, zabijacie zwierzęta. O ileż szczerzej i dokładniej podzieliłbyś te bóstwa, powiadając, że jedne są naturalne, inne przez ludzi wymyślone, lecz, że o tych wymyślonych co innego głoszą pisma poetów, co innego - kapłanów, ale, że jedne i drugie tak są sobie bliskie wspólnotą błędu, iż demonom tylko przysługę czynią, dla których wrogą jest nauka prawdy. Odłożywszy więc nieco na bok teologię tak zwaną naturalną, o której później mówić mamy, zapytujemy, godzi-li się wymagać życia wiekuistego, albo go się spodziewać od bogów poetyckich, teatralnych, uciesznych i scenicznych? Pewnie, że nie. Niechże Bóg prawdziwy nie dopuści do tak niesłychanego i świętokradzkiego szaleństwa! Bo i jakże to? Od bogów, którym się teatry i igrzyska podobają i których się zjednywa przedstawieniami teatralnemi, przypominającemi ich zbrodnie, wymagać żywota wiecznego? Przypuszczam, że nikt nie może upaść aż do takiego stopnia głupoty i szalonej bezbożności. - Nikt przeto nie zdobywa żywota wiecznego ani przez bajeczną ani przez cywilną teologię. Bo tamta rozsiewa o bogach różne zmyślone plugastwa, ta ma z nich żniwo; tamta rozrzuca baśnie, ta je zbiera; tamta zohydza sprawy boże fałszywemi zbrodniami, ta się lubuje w przedstawianiu tych boskich zbrodni; tamta niegodne baśnie ludzkie o bogach w wierszach rozgłasza, ta poświęca te baśnie ku uciesze samychże bogów; zbrodnicze i sprośne uczynki bóstw tamta opiewa, a ta się w nich lubuje; tamta zdradza lub zmyśla, ta zaś albo przyświadcza prawdzie, albo i z fałszu się cieszy. Obydwie niewstydne i obydwie potępienia godne, ale tamta teatralna bez osłonek wyznaje publiczny bezwstyd; ta zaś miejska stroi się sprośnością tamtej. Czyż stamtąd można się życia wiecznego spodziewać, gdzie się kazi to krótkie i doczesne życie? Bo gdy życie nasze kazi spólnictwo ludzi niegodziwych, jeśli ci się wciskają w uczucia nasze i w przekonania, to czyż nie kazi życia towarzystwo demonów, którym cześć oddajemy przez wystawianie ich własnych zbrodni? Jeśli to prawdziwe demony - jakże są złe! Jeśli fałszywe - jakże zła ta cześć!
Gdy o tem mówimy, niejednemu może zbyt mało obeznanemu z temi rzeczami zdawać się będzie, że w mowie o bogach takich to tylko jest niegodne majestatu bożego, śmieszne i haniebne, co się w utworach poetyckich opiewa, a powtarza w przedstawieniach teatralnych; owe jednak obrzędy religijne, co nie aktorzy teatralni, lecz kapłani wykonywują, czyste są i obce wszelkiej nieskromności. Gdyby tak było, uważalibyśmy wszyscy, że nigdy się nie godzi urządzać tych teatralnych bezeceństw na cześć bogów i nigdy by sami bogowie nie nakazywali urządzania ku ich czci tych widowisk. Lecz otóż dlatego właśnie nie wstydzą się ludzie posłuszni bogom odgrywać tych bezeceństw w teatrach, ponieważ podobne rzeczy odbywają się i w świątyniach. Wreszcie, gdy wspominany autor starał się teologię państwową, niby jakąś trzecią w swoim rodzaju, odróżnić od bajecznej i naturalnej, chciał, by ją rozumiano raczej za mieszaninę tamtych dwóch, niż za całkowicie od nich różną. Bo mówi, że tego, co poeci piszą, jest mniej, niż tego, w co ludy wierzyć powinny, a to, o czem piszą filozofowie, stanowi więcej, niż to, co tłum wyrozumieć zdoła: „Te dwie, powiada Warro, różnią się, - tak jednakże, że z obydwóch wiele wzięto rzeczy do teologii cywilnej. Dlatego te rzeczy, co będą w teologii cywilnej wspólne z teologią ludową, razem opiszemy przy cywilnej; z tych dwóch rodzajów my więcej wspólnego powinniśmy mieć z filozofami, niż z poetami.“ A więc i z poetami jest też jednakże cośkolwiek wspólnego. To też i w innem miejscu mówi, że w sprawie rodzenia bogów ludy więcej skłaniają się do poetów, niż do filozofów. Tutaj bowiem powiedział, co być powinno, a w tamtem innem miejscu, - co jest w rzeczywistości. Twierdził, że fizycy pisali dla pożytku ludzi, poeci - dla rozrywki ludzi. A więc opisanych przez poetów zbrodni bogów ludzie naśladować nie powinni, choć one rozrywkę ludziom i bogom sprawiają. Bo właśnie dla tej rozrywki tylko poeci piszą, nie dla pożytku; piszą, aby się to bogom podobało i aby to ludzie na widowiskach przedstawiali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz